Moc w tytule oznacza tutaj ogromną ilość przygotowań. A do czego? A jakże, do Devoxx 4 kids! 😉 Właśnie pod takim tytułem upłynął mi ten kończący się właśnie dzisiaj tydzień. Ale zdecydowanie było warto, pokazała to chociażby dzisiejsza relacja 🙂 Z racji, że po za dwudniowym wyłączeniem z powodu jakiejś dziwnej choroby żołądkowej, cały mój tydzień skupiony był wokół tego wydarzenia, to napiszę dzisiaj pokrótce o tym, jak wygląda przygotowanie konferencji. A także kilka luźnych przemyśleń 🙂
Po pierwsze, jest trudniej niż się wydaje 🙂 I to nawet mi się tak wydawało, że co to tam, się ogarnie raz – dwa, o nie 🙂 Liczba maili które musi zostać wysłana, rzeczy które są do zorganizowania jest przeogromna. Bo tak, podział na najważniejsze zadania to łatwizna – ktoś ogarnia sponsorów, ktoś ogarnia gdzie wydarzenie się odbędzie, rejestrację, przebieg wydarzenia, prelekcję. Pięć najważniejszych punktów, brzmi prosto prawda? Sytuacja zaczyna robić się ciekawa, kiedy sponsorów jest już kilku (dla przykładu niech będzie piętnastu). I teraz pojawiają się „szczegóły” 🙂 Który sponsor za co odpowiada, co dostarcza, do jakiej grupy należy. Napisałem w cudzysłowie, ponieważ prawdziwe szczegóły to np synchronizacja odbioru rollupów, albo dokładny rozmiar logo na koszulce 🙂 Na początku się o tym nie myśli, ale po jakimś czasie zaczyna pojawiać się bałagan – jak w źle prowadzonym projekcie. Spora nauka z tego dla mnie płynie na przyszłość. A jak to wyglądało podczas organizowania d4k? Na szczęście były osoby, które rozumiały to o wiele lepiej niż ja, ogrom pracy jaki wykonali, oraz dbałość o wszystkie szczegóły przyprawia o zawrót głowy 🙂
Po za tym – o czym na początku też nie pomyślałem, mieliśmy w sobotę 60 uczestników. To jest 60 smyczy, które trzeba wpiąć do identyfikatorów. Czas pracy samodzielnie – około 10 minut. Do tego 60 dyplomów do podpisania. 60 komputerów do zorganizowania. To również zajmuje masę czasu. Nie mówiąc o instalacji 15x Visual Studio 😛 Rozumiecie o co mi chodzi? 🙂
Po trzecie – sama specyfika konferencji jest nieco inna. Tzn mamy dzieciaki, które np zaczynają się nudzić, kiedy przerwa obiadowa jest zbyt długa. Dlatego np zaczęliśmy niektóre wykłady nieco szybciej. W przypadku – dla dorosłych – jest zegarek i ludzie sami sobą się zajmują. Tutaj to my organizujemy praktycznie każdą minutę. Ale najfajniejsze jest to, że dzieciaki są o wiele wdzięczniejsze, tzn widzisz tą radość, błysk w oku, w momencie w którym udało się coś fajnego rozwiązać, to jest to, co na konferencji dla dorosłych trudno jest wywołać. Cóż 🙂
To by było na tyle, jeśli chodzi o takie szybkie przemyślenia. Wszystkie uwagi sobie dokładnie spisałem i wykorzystam je przy organizacji następnej konferencji. Z racji tego, że bardzo nam się podoba, to pewnie już niedługo. Może… Na wiosnę? Kto wie? 🙂
Pozdrawiam!