No i przesunęła się cyferka w kalendarzu. Znowu trzeba będzie się przyzwyczaić, żeby datę zapisywać z 17, zamiast 16 na końcu. Coś co tak naprawdę nie powinno nic znaczyć, z jakiegoś powodu (pewnie wpływu społecznego) dla wszystkich, oznacza czas resetu i rozpoczęcia nowego. Przyznam szczerze, że spisałem sobie na początku 2016 postanowienia. Pierwszy raz w życiu. A ile ich zrealizowałem? Jedno. 🙂 Czy jest mi z tego powodu źle? Nie. Ale po kolei.
Nie będę opisywał wszystkich które tam były, ale było tam np zrzucenie wagi, planem było około 15 kg przez cały rok. Na początek tego, zostało mi już tylko 25. 🙂 Była chęć odłożenia jakiejś kwoty, nie udało się tak dużo. Była chęć poprawy języka angielskiego, też się nie udało w żaden mierzalny sposób. Było 12 książek do przeczytania, ładnie ułożone na liście, po jednej na każdy miesiąc. Wszystkich nie przeczytałem i kilka innych niż te z listy. Jedyne co się udało, to minimum jedna randka w miesiącu z żoną.
Co było nie tak w tych postanowieniach? Po pierwsze termin na koniec roku jest zbyt odległy, żeby utrzymać stałą motywację. Po drugie, cele nie zawsze były konkretne i mierzalne. Po trzecie, sama motywacja to czasem zbyt mało, żeby coś zmienić. Wyrobione nawyki nie są tak łatwe do wykorzenienia. Pomimo, że np. powszechnie wiadomo, że główną przyczyną śmierci są choroby serca powodowane często otyłością, to groźba ewentualnej kary jest zbyt odległa, żeby motywować nas do zmiany niezdrowego stylu życia. Mówiąc wprost, czasem chorujemy z powodu własnego lenistwa. Nie fajnie, prawda? Wracając do innych postanowień, to czas mijał i cele również się zmieniały. Coś co było sexi, wyglądało jak świetny projekt na początku roku, po kilku miesiącach wyglądało na nużące, ponieważ już czegoś się nauczyliśmy, albo zmienił się nam cały kontekst w którym się znajdujemy.
Pod koniec roku dopadła mnie straszna chandra, co było widać po ilości wpisów. Na nowy rok obiecuję poprawę, ale wtedy chciałem napisać nawet posta o tym, że człowiek lubi to co robi, ale mimo wszystko – to się zdarza. Że są czynniki motywujące, że chodzenie spać z wyrzutami sumienia, bo czegoś się w ciągu dnia nie zrobiło, to nie tędy droga. Swoją drogą, komu z Was się zdarza mieć problemy z zaśnięciem kiedy plan w ciągu dnia nie został zrealizowany? Kiedy znowu mi się coś takiego zdarzy, z pewnością wrócę, dokończę i opublikuję ten wpis.
Na nadchodzący rok postanowiłem się uzbroić.. Po pierwsze, poznałem czym tak naprawdę są nawyki, dzięki książce „Siła nawyku” Charlesa Duhigga. Kto nie czytał, bardzo polecam się zapoznać, to jedna z tych które naprawdę dużo mogą wnieść do sposobu w jaki funkcjonujemy. Po drugie, pierwszy raz zainwestowałem w kurs motywacyjny. Nie dużo, bo wtedy tylko 69 pln, a kurs dotyczy niesłabnącej motywacji. Tego, co napędza mnie do ciągłego wracania do kodu, pomimo kilku już lat. Chcę poznać ten mechanizm i przenieść na inne aspekty życia, między innymi uprawianie sportu. Roboczo nazwałem go „motywacja programisty”. Kurs nazywa się Switch, dostępny jest tutaj i jestem bardzo ciekaw, co uda mi się osiągnąć po przerobieniu go.
A co do postanowień noworocznych, to oczywiście są. Po pierwsze, nie są przepisane z tego roku. Po drugie, kończą się szybciej niż 31 grudnia. Bądź co bądź, koniec roku to czas zebrania owoców, a nie nadganiania tego czego się nie zrobiło. Po trzecie jest ich zdecydowanie mniej, bo tylko 5. Ale za to konkretnych i mierzalnych. Dodatkowo wpadłem też na pomysł zapisywania sobie planów na konkretny miesiąc. Bo w tym momencie z jednej strony mam cele na kilka lat, postanowienia roczne i luźne notatki jako pomysły. Z drugiej todolisty, do zrobienia każdego dnia. Ale brakuje mi czegoś pomiędzy, czegoś z celami na miesiąc właśnie, co pozwoliło by mi lepiej zarządzać projektami. Mam nadzieję, że to zadziała tak jak myślę.
Wracając jeszcze do samego wstępu, to dobrze by było, gdyby ten czas wyznaczania postanowień nie odbywał się co rok, ale np co miesiąc, lub najlepiej co tydzień. Mam taką obserwację, właściwie to pro-tip, że jeżeli na poniedziałek rano masz wyznaczone konkretne zadanie, które w ten poniedziałek, o tej porannej godzinie uda Ci się zrobić, to masz moc na cały tydzień. To proste, wstajesz w ten dzień wcześniej i realizujesz, wcześniej starannie wyselekcjonowane z todolisty. Tak mała rzecz, a daje niesamowitą moc. I jest na pewno lepszym pomysłem niż memy o treści – „koniec weekendu, trzeba wracać do żmudnej pracy”. Szkoda czasu na lol-kontent, który akurat tego dnia, może skutecznie zdemotywować na cały tydzień.
Podsumowując, nie mogę życzyć niczego innego, jak oczywiście spełnienia planów noworocznych. Oraz wszystkich pozostałych planów, tych dłuższych i krótszych również. Chciałem tu wstawić motywacyjny obrazek, ale w kontekście tego co piszę, wydaje się to głupotką. Bo czym jest motywacja? Najpierw zróbmy tak, żeby nam się chciało, a potem róbmy to co mamy robić. A czym jest „motywacja programisty”? Występuje samoczynnie, jakoś tak przyjemnie chodzi się do pracy, kiedy projekt ciekawy i po pracy nie raz człowiek siedzi i klepie kod. Dlatego dobre zaplanowanie, oraz korzystanie z innego narzędzia niż motywacja, czyli np. poprawki codziennych nawyków, albo „motywacji programisty” daje o wiele lepsze rezultaty. A przynajmniej powinno, w tym roku będę sprawdzał tą teorię 🙂
Pozdrawiam!