Kolejny tydzień za mną. Tydzień który był nastawiony na przygotowania do gali DSP. Ćwiczyłem prezentację, rezerwowałem bilety, planowałem podróże i nocleg. Lubię mieć wszystko zaplanowane, kiedy gdzieś jadę, wiedzieć co na mnie czeka, mieć dobrze wytyczone ścieżki, żeby błyskawicznie dostawać się do celów podróży, a nie tracić czasu na poszukiwania. Miało być super, luźna konferencja, wysłałem swoją prelekcję w czwartek, kilkukrotnie przećwiczona i przemyślana, wymyślałem dowcipy których mogę użyć, żeby była wesoła. Miałem kilka fajnych pomysłów.. Było super:
Tylko, że beze mnie. Nie dlatego, że nie chciałem jechać, bardzo chciałem. W piątek o 23:00 autobus, żeby w sobotę rano być w Warszawie, może przespać się jeszcze 2 godziny i na 8:45 być w Microsofcie. A co się stało?
Niektórzy z Was wiedzą, że moja żona jest w ciąży, aktualnie kończy 1 trymestr. Kończę swoje przygotowania, pakuję ostatnie rzeczy, jest piątek godzina 21:00, i nagle okazuje się, że trzeba jechać z nią na pogotowie. Boimy się, że coś jest nie tak z dzieckiem. Dzwonimy po znajomego (mój samochód jest u rodziców), wbiegamy do samochodu i pędzimy. Przyjeżdżamy do pierwszego miejsca które przyszło nad do głowy, okazuje się, że to tylko punkt wyjazdu karetek. Ale dostajemy tam słuszną radę, żeby zadzwonić na numer 999 i zapytać, w którym szpitalu mają miejsce, żeby ją przyjąć. Podają nam adres szpitala, dojeżdżamy i czekamy… Pierwszą godzinę… Drugą… Trzecią… Wyobraźcie sobie co czuje człowiek w takiej sytuacji? Kinga wchodzi dopiero kilka minut po północy. Tak niestety wygląda służba zdrowia w Polsce, o czym przekonujemy się na własnej skórze.
Wychodzi po kilku minutach, z dzieckiem na szczęście wszystko jest ok. Zalecony oszczędniejszy tryb życia i konsultacja ginekologiczna. Jest około 2 w nocy, wracamy do domu, Kinga mówi, żebym szukał transportu na galę, może jeszcze uda się coś wymyślić. Znajduję jakiegoś stopa, niestety rano dowiaduję się, że anulował przejazd. Tylko, czy po tym wszystkim naprawdę dalej chciałem jechać na galę?
Odpowiedź nie jest taka prosta – bardzo chciałem, ale jednocześnie jak mogłem zostawić Kingę samą, po tym co oboje przeżyliśmy? Kinga ma wyrzuty, że mnie zatrzymała, tyle pracowałem, żeby się tam udać. Ja mam wyrzuty, że praktycznie zawsze jak wracam z pracy, to zajmuję się swoimi zadaniami, nie zwracając nawet na nią uwagi. Nie wiem co o ty myśleć, ale uświadamiam sobie jedno. Czasem skupiamy się na czymś i z całych sił do tego dążymy. Tak bardzo, że nie jako reszta przestaje istnieć, pełen fokus na celu. I nagle coś się dzieje, coś na co nie mamy wpływu, co powoduje, że częściowo z własnej woli, częściowo nie, ale musimy rezygnować ze swoich planów. Wtedy okazuje się, co jest tak naprawdę ważne. I o tym nie należy zapominać, nawet podczas pełnego zaangażowania. O tym, co jest najważniejsze, o rodzinie.
Ps. Dzisiejszy wpis ma bardzo osobisty charakter, nie jestem pewnie, czy to dobry pomysł, aby go publikować. Ale cóż, Maciek ryzykuje znacznie więcej, o tutaj. Mam na celu głównie uświadomienie, że życie programisty to nie tylko kod, że przed wszystkim, dalej jesteśmy ludźmi i staramy się postępować moralnie. Ponadto przekaz wydaje mi się sensowny, nawet jak na blog głównie o programowaniu.
Pozdrawiam!